Czarnogóra 2014
Pierwsza myśl o zwiedzeniu tego przepięknego zakątka świata pojawiła się w mojej głowie, gdy otrzymałem od bliskiej mi osoby przewodnik po Czarnogórze. To nic, że myślałem wtedy bardziej o Czarnohorze (pasmo górskie na zachodzie Ukrainy). Wziąłem tę pomyłkę za dobry omen, zakładając, że żaden prezent nie może zostać zmarnowany.
Z roku na rok, zwiedzając Chorwację, powoli dojrzewałem do zapuszczenia się bardziej na południe, aż pewnego dnia postanowiliśmy zmaterializować marzenia. Pojawił się plan dojechania do Albanii przez Chorwację i Czarnogórę.
Czarnogóra jest młodym państwem. Powstało po rozpadzie Serbii i Czarnogóry kiedy to była tylko republiką. Mimo, że nie należy do UE jako jedno z pierwszych państw wprowadziło jednostkę monetarną euro, co znacznie ułatwia życie zwiedzającym.
Dla tych, co chodzą po górach Czarnogóra znana jest z przepięknych dzikich gór, jednak w tej relacji nie będzie za wiele o górach. Jeżdżąc z rodziną głównym celem eksploracji były rejony położone jak najbliżej morza. Jednak Czarnogóry nie da się zwiedzić dokładnie za jednym „podejściem”. Wiem, że w góry jeszcze kiedyś pojadę z ekipą, dla której morze będzie na drugim planie.

Jadąc wzdłuż wybrzeża, Czarnogórę można przejechać w ciągu jednego dnia, bowiem długość linii brzegowej to zaledwie 290km. Jednak mnogość ciekawych i pięknych miejsc sprawia, że nie można tego zrobić, chyba że postanowi się, że szczegółowe zwiedzanie będzie odbywać się w drodze powrotnej. I tak też uczyniliśmy. Postanowiliśmy dojechać do najdalej położonego miasta Ulcinj na granicy z Albanią. Zanim jednak tam dojechaliśmy mieliśmy możliwość podziwiania każdego z miast, głównie z okien auta umawiając się, że w drodze powrotnej w każdym z tych miejsc się zatrzymamy.

Najbardziej atrakcyjną częścią Czarnogóry jest największy nad Adriatykiem „fiord” zwany Boką Kotorską. Już od czasów średniowiecza miejsce to było, dzięki niezwykle sprzyjającym warunkom naturalnym, najważniejszym na całym Adriatyku schronieniem dla statków handlowych, co sprzyjało rozwojowi leżących nad nią miast. Można do nich zaliczyć: Herceg Novi, Risan, Perast, Kotor, Tivat.
Jadąc od północy, można skrócić drogę, przepływając promem przecinającym Bokę w jej najwęższym miejscu. Jednak dla kogoś, kto jest tu pierwszy raz jest to nie do pomyślenia. Nie można bowiem pozbawić sie przyjemności jazdy wąskimi drogami położonymi tuż nad Adriatykiem, dodatkowo mając na wyciągnięcie ręki piękne pasma dzikich gór.
Perast
Jadąc w stronę Ulcinj, zatrzymaliśmy się w średniowiecznym miasteczku Perast.
Większość zabudowy pochodzi jeszcze z czasów XVII za panowania Wenecji. Można odnieść wrażenie, że czas tu stanął w miejscu. Gdziekolwiek człowiek spojrzy widzi morze i góry.





Niedaleko brzegu znajdują sie urocze wysepki Sveti Djordje (św. Jerzy) i Gospa od Skrpiela (Matka Boska na Skale). Ta ostatnia wyspa powstała w sposób sztuczny. Krąży legenda, że na pierwotnej skale znaleziono obraz Madonny. Obraz ten trzykrotnie przenoszono do pobliskiego kościoła i za każdym razem wracał on na skałę. Postanowiono wówczas zbudować sztuczną wyspę z głazów oraz z fragmentów zatapianych nieprzyjacielskich okrętów. Wybudowano na niej kościół, w którym do dziś umieszczony jest święty obraz Madonny.


Gdy jechaliśmy wzdłuż Boki Kotorskiej, największe wrażenie zrobił na nas Kotor, obok Dubrownika jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast nad Adriatykiem. Wiedzieliśmy, że musimy temu miejscu poświęcić więcej czasu i dlatego nawet nie próbowaliśmy się zatrzymywać, ponieważ ustaliliśmy, że zwiedzimy Kotor w drodze powrotnej. W porze obiadowej odwiedziliśmy Tivat.
Tivat
Tivat nie należy do bardzo atrakcyjnych miejsc pod względem zabytków, ale jest dobrze przystosowane dla turystów pod względem plaż i gastronomii i może być dobrą bazą wypadową do zwiedzania całej Czarnogóry, ponieważ znajduje się w jej centralnej części.

W mieście zatrzymaliśmy się tylko aby spożyć posiłek, a następnie pojechaliśmy w dalszą drogę, dojeżdżając w końcu do Ulcinj.
Ulcinj
Ulcinj to miasto na granicy Czarnogóry i Albanii. 75% ludności jest pochodzenia albańskiego, więc można już poczuć się tak, jakby się było w sąsiednim państwie. Pierwsze wrażenie, gdy wjechaliśmy do miasta nie było korzystne. Miasto posiada architekturę typową dla nadadriatyckich miast… dużo domów, sklepów i hoteli. Gdy wjechaliśmy w pobliże Starego Miasta dał się zauważyć tłok na głównym parkingu. Cudem jakoś zaparkowaliśmy i nawet nie zdążyliśmy wysiąść z auta, a już mieliśmy „naganiacza”, który proponował nam miejsce w pobliskim hotelu. Byliśmy zmęczeni podróżą, więc postanowiliśmy sprawdzić warunki jakie proponował. Okazało się, że są bardzo przyzwoite, a z okna hotelowego (choć bardziej pasuje tu nazwa dom z wieloma kwaterami) rozpościerał się widok na główny plac oraz mury Starego Miasta.


Pierwszy wieczorny spacer nie należał do tych zapierających dech w piersiach. Idąc głównym deptakiem wzdłuż Małej Plaży, dał się zauważyć delikatnie mówiąc nieład. Dużo porozrzucanych śmieci sprawiało nieprzyjemne wrażenie. Później okazało się, że tak tu jest wieczorami, kiedy to po całym dniu plażowania turyści zostawiają po sobie brudny ślad. Później wielokrotnie, gdy spacerowałem o poranku, widziałem jak ekipa sprzątająca doprowadza do porządku tę część miasta, które ponownie przygotowywało się na przyjęcie turystów.
Z kolejnym dniem zacząłem coraz bardziej wyczuwać klimat tego miasta. Codzienne śpiewy imama z pobliskich meczetów sprawiały, że ogarniał miasto niespotykany spokój. Szczególnie nawoływania do modlitwy przed wschodem jak i po zachodzie słońca dawały odczuć, że jest się w bardzo orientalnym miejscu. Pamiętam te chwile, gdy pijąc w spokoju kawę na hotelowym tarasie, zatracałem się w obserwowaniu jak budzi się miasto, jak wzmaga się ruch. Częste odgłosy klaksonów, nawoływania się mieszkańców, stopniowo zwiększający się zgiełk nie wywoływał nawet przez chwile negatywnych myśli. Nawet wśród tych odgłosów dało się usłyszeć tak swojskie pianie koguta. Powoli zacząłem wtapiać się w to miasto, zacząłem zmieniać do niego nastawienie.





W Ulcinj jest kilka miejsc wartych zwiedzenia. Bez końca można spacerować wąskimi uliczkami wokół Starego Miasta jak i wewnątrz jego murów.


Po obu stronach Starego Miasta są dwie plaże. Najbardziej zatłoczona znajdująca sie tuż przy głównym deptaku… to Mała Plaża z charakterystycznymi słomianymi parasolkami. Mimo tropikalnego wyglądu nie zachęcała nas do plażowania mimo że pokryta była piaskiem, rzadko spotykanym nad Adriatykiem.

Bardziej przypadła nam do gustu mniejsza plaża po drugiej stronie murów, skalista przez co naszym zdaniem bardziej urokliwa. Tam spędzaliśmy najbardziej upalną część dnia. Na spacery chodziłem o poranku, aby realizować się w fotograficznej pasji, a wieczorami odkrywaliśmy nowe uliczki rodzinnie.

Podczas tej wyprawy mieliśmy za cel dojechać do Albanii. Ponieważ Ulcinj tak bardzo nam przypadło do gustu, postanowiliśmy zrobić tutaj bazę wypadową i z tego miejsca odwiedzić Albanię oraz okoliczne miejsca. Niestety i z tego miejsca, któregoś dnia trzeba było wyjechać.
Z ociąganiem ruszyliśmy w drogę powrotną…
Svać
Wyjeżdżając z Ulcinj, odwiedziliśmy Svać nad Jeziorem Śasko. W miejscu tym kiedyś było średniowieczne miasto z czasów księstwa Zety. Miasto to ponoć miało tyle kościołów, ile rok ma dni. Obecnie można odnaleźć fundamenty tylko kilku z nich. Warto odwiedzić to miejsce, bowiem rozpościera się tam przepiękny widok na Jezioro Śasko, a nieliczne ruiny wraz z pasmami albańskich gór robią niesamowite wrażenie.


Od tego miejsca rozpoczęła się nasz droga powrotna, nie tylko przez Czarnogórę, ale również do domu. Wiedzieliśmy jednak, że czeka nas jeszcze wiele ciekawych miejsc, które warte były zwiedzenia.
Stary Bar
Jednym z nich był Stary Bar. Jego położenie już wskazuje, że miejsce to jest niezwykłe. Z dala widać mury i wieże miasta rozpostarte u podnóża gór Rumija. Należy do perły starej architektury Adriatyku.

Za panowania książąt Zety w XI wieku było jednym z najważniejszych ośrodków ekonomicznych, kulturalnych i politycznych nad Adriatykiem. Było też w tamtych czasach siedzibą archidiecezji, dzięki czemu wybudowano tu twierdze, której ruiny stoją do dzisiaj. Spacer uliczkami Starego Baru jest niezwykle klimatyczny. Nie ma tu wielu turystów, zatem można się wczuć w to miejsce i wyobrazić sobie jak tętniło tu życie. Miasto jest wciąż odrestaurowywane, ale w większości otaczają zwiedzającego budowle pamiętające zamierzchłe czasy.



Na mnie największe wrażenie zrobił widok wszechogarniających gór Rumija, których potęgę można było podziwiać z murów miasta. Są miejsca, z którymi ciężko się rozstać i z pewnością Stary Bar do nich należy.

Sveti Stefan
Kolejnym miejscem, które chcieliśmy zwiedzić był Święty Stefan (Sveti Stefan). Jest to jedna z większych atrakcji turystycznych Czarnogóry. Najpiękniejszą częścią miasta jest wyspa połączona z lądem wąską groblą. Na wyspie za murami obronnymi znajdują się kamienne domy z kontrastującą czerwona dachówką. Obecnie wyspa jest jednym wielkim hotelem, jednak istnieje możliwość odpłatnego wstępu.

Wyspę Święty Stefan upatrzyła wcześniej moja żona, która wyczytała w przewodniku, że jest tu kemping w gaju oliwnym. Marzyła o tym, aby przespać się prawie pod gołym niebem wśród drzew oliwnych, więc nie miałem nic do powiedzenia i było to jedno z nielicznych miejsc, w którym rozbiliśmy sprzęt biwakowy (który wozimy ze sobą awaryjnie) z własnej woli i chęci.

W pamięci mam nadmorską kamienną plażę wraz z niespotykaną tawerną, w której można było się rozgościć z urzekającym widokiem na wyspę. Biwak w gaju oliwnym przy dźwiękach cykad też pozostał nam w pamięci na zawsze.


Kotor
Następnego dnia zwiedziliśmy Kotor. Jest to miasto, którego początki sięgają starożytnej Grecjii, kiedy to założony został port handlowy Acurion. W średniowieczu nosiło nazwę Cathara, a nazwę Kotor wprowadzili dopiero Słowianie. Podobnie jak Dubrownik, Kotor jest jednym z nielicznych miast w tej części wybrzeża Adriatyku, który zachował średniowieczne fortyfikacje. Mury obronne okalające miasto (długość ponad 4km) ciągną się 250m w górę aż na szczyt wzgórza Sveti Ivan, gdzie znajduje się twierdza św. Jana.

Do starego miasta można wejść przez główną Bramę Morską, Południową lub Północną. Można poczuć, że wkracza się w zupełnie inny świat. Wąskie uliczki, mnogość zabytków, kościołów i cerkwi sprawia, że człowiek czuje, że szybko stąd nie wyjdzie mimo że rozłożone są na niewielkim obszarze.
Bramą Morską, jak sama nazwa wskazuje, można wejść do starego miasta od strony morza. Wchodzi się nią bezpośrednio na główny plac starego miasta tzw. Plac Broni. Nazwa placu pochodzi od arsenału weneckiego, który się tu kiedyś znajdował. Jednym z charakterystycznych symboli Kotoru jest wieża zegarowa z początków XVII w.

Po lewej stronie placu znajduje się długi Pałac Książęcy (Kneževa Palata), w którym rezydował niegdyś przedstawiciel władzy weneckiej. Na parterze znajdowały się pomieszczenia dla strażników bramy oraz więzienie. Fasada pałacu zachowała się w stanie nienaruszonym z wyjątkiem zrekonstruowanego długiego balkonu.
Drugim dużym placem w Kotorze jest Plac Powstania Marynarzy (Ustanka Mornara) zwany też placem św. Tripuna. Na placu znajduje się wspaniała romańska katedra św. Tripuna z charakterystycznymi dwiema dzwonnicami wybudowanymi po trzęsieniu ziemi w XVII w., aby wzmocnić konstrukcję kościoła. Jednak do tej pory jedna z wież nie została ukończona. W katedrze znajduje się m.in. krzyż, którym podobno legat papieski błogosławił wojska Jana Sobieskiego pod Wiedniem.

Obok Katedry znajduje się pałac rodziny Drago z XV w. Rodzina Drago słynęła z wielu wybitnych osobistości działających w zakresie kultury i sztuki oraz życia gospodarczego i politycznego Kotoru.

Po północnej stronie starego miasta znajduje się Plac Bratstva i Jedinstiva, przy którym wybudowano dwie cerkwie św. Łukasza i Mikołaja. Romańsko-bizantyjska cerkiew św. Łukasza pochodzi z XII w. Do XVII w. był to kościół katolicki, który zamieniono na cerkiew. Jednak po zmianie wciąż można było odprawiać msze obu obrządków, co świadczy o tolerancji mieszkańców Kotoru.

Po drugiej stronie placu znajduje się dominująca nad miastem cerkiew św. Mikołaja (sv. Nikola). W porównaniu z pozostałymi obiektami bardzo młoda, bo pochodzi zaledwie z początku XX w. W środku można podziwiać wartościowy ikonostas.


Oczywiście, jak w każdym miejscu wartym zwiedzenia, tak i do starego miasta lepiej nie wchodzić bez podręcznego przewodnika. Każde miejsce, każda budowla ma swoją historię, z którą warto się zapoznać. Żeby nie zanudzać czytelnika, wspomniałem tylko o tych najważniejszych.




Teraz żałuję, że nie wyszliśmy krętymi schodami na sam szczyt góry do twierdzy. Z pewnością rozpościerał się stamtąd przepiękny widok na Kotor i Bokę Kotorską. Ale może jeszcze będzie dane mi tu wrócić i to uczynić.

Ostatnie dni pobytu w Czarnogórze były naznaczone pośpiechem, wynikającym z konieczności stawienia się w konkretnym umówionym dniu na Istrii, gdzie mieliśmy się spotkać z naszymi przyjaciółmi, którym obiecaliśmy pomoc i opiekę w pierwszych krokach stawianych zagranicą. Podróżując po świecie, staram się nie być niczym ograniczony, ale była to wyjątkowa sytuacja. Nie mogliśmy więc spędzić w Kotorze kilku dni, a z pewnością na to zasługiwał.
Herceg Novi
Postanowiliśmy jeszcze w drodze powrotnej zatrzymać się w Herceg Novi, mieście położonym u wlotu do Boki Kotorskiej. To położenie przyczyniło się do rozwoju tego miasta, bowiem decydowało kto i za jaką kwotę wpłynie do Boki.

Herceg Novi zwane też jest miastem kwiatów, ponieważ ma ono najbardziej śródziemnomorski charakter ze wszystkich miast. Miasto pełne jest śródziemnomorskiej roślinności, cyprysów, palm, cytrusów, a dodatkowo o tym, że jest to miasto kwiatów świadczy fakt, że symbolem miasta jest mimoza. Raz do roku, na zakończenie zimy odbywa się tu trwający trzy tygodnie karnawał zwany Świętem Mimozy.


Podobnie jak w każdym czarnogórskim średniowiecznym mieście, tak i tu można się zatracić, spacerując i zwiedzając co ciekawsze zabytki. Warto zwiedzić tutejszą twierdzę Kanli kula, z której rozpościera się przepiękny widok na Bokę Kotorską. Określa się ją również krwawą twierdzą, ponieważ swego czasu znajdowało się tutaj więzienie. Obecnie twierdzę przebudowano na scenę letnią, w której często odbywają się koncerty. Twierdza znajduje się w północnej części starówki tuż przy magistrali adriatyckiej.


Bliżej morza znajduje się twierdza Forte Mare z XIV w., która była zaczątkiem średniowiecznego miasta. Jest udostępniona do zwiedzania i można z niej również podziwiać piękne widoki na miasto i Bokę Kotorską. Niestety i ona została przebudowana na scenę letnią przez co szpeci ją wielki ekran filmowy.


Pomiędzy twierdzami Kanli kula i Forte Mare położone jest stare miasto. Głównym placem jest Trg Durkovica z kawiarniami i restauracjami, przy którym znajduje się wieża zegarowa (Sat-kula), jeden z symboli miasta.


Przez bramę w wieży można przejść do centralnej części starówki, a dokładnie na plac Belavista (piękny widok) i jak sama nazwa wskazuje, można spodziewać się pięknych widoków, również na otoczoną palmami cerkiew św. Michała Archanioła (sv. Arhandje Mihailo) i fontannę. Miejsce jest bardzo urokliwe, warto tutaj zajrzeć i na chwilę się zatrzymać.



W pobliżu znajduje się również plac Mićo Pavlovicia, przy którym stoi kościół św. Hieronima (sv. Jeronim) wraz z dzwonnicą po przeciwległej stronie placu.


Poniżej placu znajduje się kościół św. Leopolda z jeszcze piękniejszą kamienną dzwonnicą, która na tle Boki Kotorskiej prezentuje się imponująco.




Nie udało nam się zwiedzić wszystkiego. Czas było wracać. Przekraczając granicę, czuliśmy niedosyt. To było zupełnie inne uczucie w porównaniu z tym, które towarzyszyło nam, gdy wjeżdżaliśmy do tego państwa, gdy przeważała niepewność tego, co nas czeka. Nie ma się czego obawiać – jest to piękny kraj pełen ciekawych miejsc i życzliwych ludzi.
Czarnogóra 2019
Do Czarnogóry ponownie wróciliśmy w 2019 roku. Stało się dokładnie tak jak pisałem 5 lat temu, że przyjadę tutaj z ekipą chodzącą również po górach. Oprócz mojej rodziny, żony z synami w podróż wybrał się mój brat ze swoją żoną i wspólnym kolegą. Od 3 lat w tym składzie realizowaliśmy pomysł zdobycia Korony Bałkanów i oprócz eksploracji górskiej zwiedzaliśmy również inne atrakcyjne miejsca, które stanęły na naszej drodze nie tylko nad samym morzem.
Zla Kolata
Tym razem przyszła kolej na Zlą Kolatę (2534 m n.p.m.) najwyższy szczyt Czarnogóry.
Zla Kolata to szczyt w Górach Przeklętych będących częścią Gór Dynarskich. Pasmo Gór Przeklętych (Prokletije) leży na pograniczu trzech państw Kosowa, Albanii i Czarnogóry. Zwane też są Górami Północnoalbańskimi lub Alpami Albańskimi i są jednymi z ostatnich rejonów nietkniętych turystyką masową. Już sama nazwa Przeklęte sprawia, że instynktownie człowiek staje się ostrożniejszy. Po stronie Kosowa rejon ten wciąż jest jeszcze niestabilny politycznie . Górskie ścieżki są niezbyt dobrze oznakowane, a zejście z nich może różnie się skończyć bowiem są to tereny nie do końca rozminowane. Potrzebne jest większe doświadczenie górskie, aby dobrze wybrać ścieżkę na szczyt.
Wierzchołek ten postanowiliśmy zdobyć tuż po wejściu na Deravicę w Kosowie. Oba te szczyty leżą w Górach Przeklętych, jednak aby go zdobyć najkorzystniej jest przejechać na stronę Czarnogóry. Z Dečani przejechaliśmy przez granicę drogą R106 od Novego Sela. Przejście graniczne jest położone wysoko w górach i aby tam dotrzeć trzeba pokonać 1300 metrów wzniesienia. Na bazę wypadową wybraliśmy wioskę Vusanje w gminie Plav, o której wyczytaliśmy w Internecie, że jest najbliżej szlaku na Zlą Kolatę.

Góry Przeklęte i tym razem pokazały swój niepowtarzalny urok. Zdobycie szczytu nie należało do łatwych. Wymagało dobrej kondycji, szczególnie, że nie było za wiele czasu na odpoczynek, gdyż chcieliśmy zdążyć przed zapowiadanymi popołudniowymi burzami. Satysfakcja była duża ponieważ udało nam się zdobyć kolejny szczyt do Korony Bałkanów. Dodatkowo widziałem ogromną zmianę w aktywności mojej rodzinki, ponieważ zarówno żona jak i synowie postanowili również zdobywać szczyty podczas naszych wspólnych wakacyjnych wypraw.




Żeby nie zanudzać zapraszam zainteresowanych na dokładną relację ze zdobycia szczytu na stronę Korona Bałkanów
Po zdobyciu szczytu postanowiliśmy w ostatniej chwili, że pojedziemy na kilka dni do Albanii. Jadąc z większym gronie jest zawsze raźniej, szczególnie gdy się chce zwiedzać nowe rejony nie do końca pewne pod względem bezpieczeństwa. Po Albanii znów wjechaliśmy do Czarnogóry. Chcieliśmy tym razem zobaczyć miejsca, które podczas ostatniego pobytu nie dane nam było zwiedzić. Niestety i tym razem mogliśmy poświęcić na to niewiele czasu bo zaledwie dwa dni. Czekały na nas kolejne wyzwania w Chorwacji. Ale i tak uważam ten czas za dobrze wykorzystany.
Stary Bar
Jadąc od strony Albanii, droga wiedzie blisko Starego Baru i dlatego koniecznie chcieliśmy zwiedzić to miejsce, mimo że wraz z żoną i synami byliśmy tutaj kilka lat temu. Chciałem nie tylko pokazać to miejsce reszcie ekipy, ale również sprawdzić jak się zmieniło, ponieważ przy ostatniej naszej wizycie trwały intensywne prace renowacyjne. Okazało się, że wiele fragmentów starego miasta zostało odbudowanych. Pamiętałem, że podczas ostatniego pobytu nie widzieliśmy wszystkiego. Tym razem znaleźliśmy ścieżki, które poprowadziły nas do zupełnie nieznanych nam fragmentów starego miasta.




Jadąc wzdłuż Boki Kotorskiej, zauważyliśmy również, że odrestaurowano Kościół Matki Bożej Anielskiej w Verige (Gospe od anđela). 5 lat wcześniej kościół ten nie wyglądał najlepiej co daje nadzieję, że będzie można cieszyć oko czarnogórskimi zabytkami jeszcze przez wiele lat.

Kotor
Podczas naszego krótkiego pobytu zwiedziliśmy ponownie Kotor (opis miasta w poprzedniej relacji z 2014 r.). Również i tutaj miałem po ostatniej wizycie niedosyt, ponieważ wtedy nie wyszliśmy na pobliskie wzgórze Sveti Ivan, gdzie znajduje się twierdza św. Jana, aby spojrzeć z góry na Bokę Kotorską. Wejście na mury obronne jest płatne (8 euro/osobę). Trzeba mieć świadomość, że do pokonania jest około 250 m w pionie, ale szlak jest w miarę dobrze przygotowany, większość drogi idzie się po kamiennych stopniach.

Ścieżka stopniowo wznosi się zakosami i co rusz można się zatrzymać i podziwiać widok, który odsłania coraz więcej szczegółów. Po drodze, mniej więcej w 1/3 wysokości, mija się kościół Matki Bożej od Zdrowia (Gospe od Zdravlja). Mieszkańcy wybudowali kościół w podzięce Matce Boskiej za uratowanie miasta od epidemii dżumy. Niektórzy przypisują ten cud kotom, które zjadły wszystkie szczury w mieście, co skutecznie powstrzymało przed rozprzestrzenieniem epidemii.


Idąc wzdłuż murów, co jakiś czas mija się baszty aż w końcu wychodzi się na twierdzę św. Jana (Kaštel) skąd rozpościera się niezapomniany widok, który wynagradza wszelkie trudy podejścia.





Po zejściu z murów koniecznie należy zwiedzić stare miasto, przechadzając się wąskimi urokliwymi uliczkami.



Stwierdziliśmy, że podczas ostatniego pobytu przeoczyliśmy mury okalające starówkę, którymi można się przejść, oglądając stare miasto jak i kotorski port z innej perspektywy.






Budva
Tego samego dnia postanowiliśmy zwiedzić jeszcze Budvę, oddaloną od Kotoru o kilkanaście kilometrów. Budva jest większym miastem, ale zwiedzanie można ograniczyć wyłącznie do starówki, która jest widoczna na samym wjeździe do miasta, jadąc od strony Tivatu.

Jest to znany kurort i wraz z miastami Sveti Stefan i Petrovac tworzą Riwierę Budwańską chętnie odwiedzaną przez turystów. Budva była znana już od IV w. p.n.e. jako osada liryjska, a następnie kolonia grecka, a od II w n.e. była posiadłością rzymską o nazwie Butua. Jak większość miast w tym rejonie Adriatyku przechodziła z rąk do rąk kolejnych władców, którzy zmieniali miasto nie zawsze na lepsze. Mimo to Budva zachowała śródziemnomorski urok i również tu można przechadzać się wąskimi uliczkami pomiędzy kamiennymi domami dającymi cień podobnie jak palmy, drzewa cytrusowe, figowce lub gaje oliwne typowe dla tej strefy klimatycznej.



Starówka dawniej znajdowała się na wyspie, jednak z czasem powstała grobla łącząca wyspę ze stałym lądem. Na stare miasto można wejść przez Bramę Morską i Lądową.

Spacerując uliczkami, w końcu dojdzie się do południowej części starówki, gdzie znajdują się główne atrakcje. Największą z nich jest Cytadela, która była wielokrotnie niszczona, ale ostatnimi laty została zrekonstruowana i dopuszczona do zwiedzania. Wstęp na Cytadelę jest płatny (3.5 euro/osobę). Warto ją zwiedzić, ponieważ z jej murów można podziwiać piękną panoramę miasta oraz wyspę św. Mikołaja ( Sveti Nikola), która jest największą wyspą na czarnogórskim wybrzeżu.




Obok Cytadeli znajduje się katedra św. Jana (sv. Ivan) prawdopodobnie z VII w. Jest to największa budowla sakralna Budvy, której wieża widoczna jest prawie z każdego punktu miasta.



Nieopodal znajduje się cerkiew św. Trójcy z XIX w.


Najstarszym zabytkiem jest wybudowany przez benedyktynów kościół św. Marii in Punta, który znajduje się w części południowo-zachodniej starówki tuż przy murach obronnych.

Nieopodal znajduje się mała cerkiew św. Sawy tuż nad samym morzem, ciekawie prezentująca się od strony murów Cytadeli.

Stare miasto pełne jest również małych sklepików i restauracji, które kuszą, aby do nich wstąpić, więc można tu spędzić długi czas zanim wyjdzie się poza mury. Spędziliśmy i my, mając świadomość, że dnia następnego musimy niestety pożegnać Czarnogórę.
Fotorelację z wyprawy można również oglądnąć na stronie: