Olimp marzył nam się od dawna. Nawet mój starszy syn, Wojtek, zafascynowany swego czasu mitologią, powiedział, że nie odpuści i wyjść musi, aby zobaczyć tron Zeusa. Plan był taki, że znajdziemy w pierwszej kolejności nocleg w nadmorskiej miejscowości Leptokaria, aby wyczekać na ten właściwy moment, ponieważ masyw Olimpu jest przeważnie w chmurach, mimo panującej upalnej pogody wokoło. Udało nam się w dość krótkim czasie znaleźć kwatery u przesympatycznych gospodarzy, gdzie współwłaścicielką była Polka, co dało nam możliwość bezproblemowego uzyskania wszelakich informacji o okolicy i panujących w Gracji zwyczajach. Była tam też niespotykana rodzinna atmosfera, którą będziemy długo pamiętać.
Ponieważ na wierzchołek z poziomu morza było prawie 3 km w pionie, postanowiliśmy zapakować prowiant na dwa dni i rozłożyć podejście na dwa etapy. Pierwszy etap – dojechać autem na parking w Prioni (1130 m n.p.m.) i szlakiem E4 podejść 1000 metrów do schroniska Spilios Agapitos (2100 m n.p.m.). Drugi etap przewidywał następnego dnia podejście 800 metrów ze schroniska na Olimp, z mniejszym obciążeniem. Nikt się nie spodziewał, że zejdziemy na nocleg do naszych kwater nad morzem tego samego dnia. Nawet nasi gospodarze byli zaskoczeni. Oni żyją tu od urodzenia i jeszcze na szczycie nie dane im było stanąć…
Do Prioni można podejść prosto z miasteczka Litochoro wąwozem wzdłuż rzeki Enipeas. Do 1800 metrów przewyższenia trzeba wówczas dodać jeszcze 1000 metrów i wówczas konieczne jest rozłożenie trasy na 2 dni. Idąc wąwozem, można natknąć się na pustelnię św. Dionizego. Pustelnię tę odwiedziliśmy przy innej okazji.
Można też podziwiać wodospady rzeki Enipeas, płynącej wzdłuż szlaku.
Gdy pewnego wieczora ukazał nam się wierzchołek Mitikasa, wiedzieliśmy, że taka okazja może nam się nie powtórzyć i postanowiliśmy spakować plecaki i wyruszyć dnia następnego.
Podczas pakowania była walka o każdy kilogram. To właśnie na tę okoliczność, gdy planowany był nocleg w schronisku, zaopatrzyłem przed wyjazdem całą moją rodzinę w lekki sprzęt górski. Począwszy od śpiworów, a skończywszy na puchowych kurtkach, co miało się okazać już wkrótce bardzo słuszną decyzją. Do aut wsiedliśmy jeszcze przed wschodem słońca. W lekkim półmroku przejechaliśmy miasteczko Litochoro, i powoli jadąc krętą drogą w stronę Prioni, wznieśliśmy się prawie 1 km w pionie. W Prioni jest duży bezpłatny parking, na którym można postawić samochód nawet na kilka dni. Jest też schronisko, z którego można skorzystać, idąc prosto z Litochoro. Jest to też miejsce, do którego dojeżdżają autobusy z turystami, aby obejrzeć wodospad, w którym podobno kąpała się Afrodyta.
Większość biur turystycznych przyjeżdżając w to miejsce, spełnia obietnicę daną turystom, że „zdobędą” Olimp. Zapominają jednak, że na Olimp z tego miejsca jest jeszcze 2 km wspinaczki w pionie.
Do schroniska Spilios Agapitos jest 1 km w górę. Nie ma tu żadnej poprowadzonej drogi dla aut terenowych, dlatego żywność wynoszą osły, zostawiając po sobie zbędny balast. Idąc, trzeba uważać, aby nie stanąć na „minę”.
Podejście było równomierne, dzięki czemu od pierwszych metrów można było złapać rytm. Widziałem z każdym krokiem, że poprzednie wyprawy na Midżur i Musałę sprawiły, że cała ekipa nabrała kondycji. Z każdym metrem zacząłem wierzyć, że możliwe jest wejście jednego dnia.
Co rusz wyłaniał się główny wierzchołek Olimpu – Mitikas. To było złudne uczucie, że jest na wyciągnięcie ręki. W tym momencie był nad nami 1500 metrów w pionie.
Po niespełna 3 godzinach doszliśmy do schroniska Spilios Agapitos. Znajduje się na wysokości około 2100 m n.p.m. Tu planowaliśmy wcześniej nocleg. Postanowiliśmy jednak skorzystać z pięknej pogody i ruszyć dalej. W schronisku pozostawiliśmy depozyt w postaci śpiworów i jedzenia, a ich miejsce zajęły dodatkowe butle z wodą, które zakupiliśmy na miejscu i tak „odchudzeni” wyruszyliśmy do góry.
Podejście było wciąż jednostajne. Krok za krokiem nabieraliśmy wysokości. Różnica polegała głównie na tym, że tym razem byliśmy całkowicie odsłonięci od dających lekki chłód drzew. Mitikas wciąż był widoczny, ale nie chciał się przybliżyć.
Najczęściej turyści wybierają wariant wyjścia na Skalę (2866 m n.p.m.) będący jednym z głównych szczytów Olimpu. Można też poniżej Skali odbić ścieżką wprost na najwyższy szczyt Mitikas, unikając niepotrzebnego schodzenia ze Skali, idąc w stronę Mitikasa.
Skala jednak daje możliwość spokojnego podjęcia decyzji co dalej. Rozpościera się stąd bowiem widok na Mitikas i jego ścianę ze słynnymi „złymi schodami”.
Jest to odcinek znakowanej ścieżki z założonymi punktami asekuracyjnymi, ale jeśli nie ma się liny, to idzie się praktycznie bez asekuracji. Jest to teren wymagający koncentracji, bowiem mały błąd może sprawić, że zafundujemy sobie szybkie „zejście” kilkusetmetrową ścianą Mitikasa.
Jest to też teren bardzo kruchy i istnieje możliwość oberwania kamieniem zrzuconym przez turystów, będących tuż nad nami. Teraz już wiemy, że idąc na Mitikas warto mieć kask. Zresztą po kasku dyndającym przy plecaku można poznać tych, co wyszli lub mieli zamiar wyjść na najwyższy szczyt Grecji. Jedno jest pewne, że ze Skali trzeba zejść na przełęcz kilkadziesiąt metrów i wyjść jeszcze więcej na wierzchołek, i w drodze powrotnej na Skalę ponownie nabrać metrów. Warto jednak spróbować.
Ze Skali można również wyjść na Skolio (2911 m n.p.m.), znajdujący się po lewej stronie, na który wychodzi łatwa ścieżka. Dlatego też Skala jest miejscem, w którym można podjąć decyzję, który wierzchołek zdobyć.
W naszym przypadku decyzja była następująca. Widząc, że nie jest zbyt łatwo, na Mitikas zostaliśmy wydelegowani ja z bratem. Reszta ekipy miała podejść na mniej eksponowany Skolio.
Osobiście pamiętam, że oprócz „złych schodów” czułem problemy znacznie wcześniej przy schodzeniu ze Skali na przełęcz. Schodzenie zawsze jest trudniejsze, szczególnie gdy nie widać pod nami za bardzo stopni.
Wrażenie robił widok turystów podchodzących eksponowaną ścianą Mitikasa po „złych schodach”.
„Złe schody” okazały się do przejścia. Uważać trzeba było, żeby komuś nie strącić kamienia na głowę i obserwować, czy któryś nie leci z góry, bo zabłąkany kamień mógłby być powodem utraty równowagi. W miejscu tym co roku zdarzają się wypadki śmiertelne, szczególnie przy złej pogodzie, kiedy to teren dodatkowo staje się śliski.
Na szczycie Mitikasa byliśmy po około 30 minutach od Skali. Zeus był łaskawy. Niesamowita satysfakcja, ale jednocześnie świadomość, że czeka nas jeszcze zejście tą samą drogą sprawiała, że nie do końca czuliśmy radość.
Z wierzchołka było widać niewiele niższy szczyt Skolio, na który wchodziła reszta ekipy.
Przy zejściu trzeba było uważać bardziej. Widok zbliżającej się Skali mógł zdekoncentrować, ale w takich sytuacjach ważne jest nabyte doświadczenie górskie, które pozwala skupić się na danym odcinku i nie wybiegać zbytnio w przyszłość.
Dopiero na Skali, gdzie spotkaliśmy się z resztą ekipy, mogliśmy odetchnąć. Każdy był szczęśliwy. Jako grupa zdobyliśmy wszystkie najważniejsze wierzchołki Olimpu. Teraz czekało nas monotonne zejście. Ale nie obawiałem się tym razem. Istniała duża szansa, że pogoda się utrzyma, mimo występującego porywistego wiatru, który momentami wytrącał nas z równowagi. Pamiętam też moment, gdy próbowałem odratować moją ukochaną czapkę, którą zakupiłem u św. Mikołaja w zaczarowanej Laponii, a którą zdarł mi wiatr z głowy i zawiesił na kosówce, rosnącej tuż nad urwiskiem. Czapkę udało mi się odzyskać.
Po drodze były piękne krajobrazy tyle, że oglądane już z poczuciem sukcesu.
Przy takiej miejscówce grzech się nie zatrzymać. Za mgiełką widać nawet Morze Egejskie.
Już wiedzieliśmy, że damy radę zejść 1850 metrów bez noclegu. W domu czekało zimne piwko i nieukrywana radość naszych gospodarzy. Będą mogli w końcu pochwalić się, że gościli kiedyś takich wariatów, którzy nie tylko przyjechali nad morze, aby się opalać na plaży…
Na Riwierze Olimpijkskiej spędziliśmy jeszcze kilka dni korzystając z pięknej pogody i zwiedzając okoliczne atrakcje.
Do domu wracaliśmy z poczuciem dobrze wykorzystanego czasu.
Czas przejścia:
Prionia – schronisko Spilios Agapitos – 2h50’
schronisko Spilios Agapitos – Skala – 2h
Skala – Mitikas – 30’