Musała (Мусала, Mus Allah – góra Allaha) znajduje się w paśmie górskim Riła, będącym najwyższym pasmem górskim na Bałkanach, obejmującym południowo zachodnią część Bułgarii.
Po zdobyciu Midżura, najwyższego szczytu Serbii, od razu udaliśmy się w stronę Bułgarii. Przyznam się, że podczas tego wyjazdu moja noga stanęła po raz pierwszy zarówno na terenie Serbii, Bułgarii, jak i Grecji, do której również zmierzaliśmy. Tym razem mogłem przekazać stery mojemu bratu, ponieważ zarówno on, jak i jego małżonka, byli już kiedyś z PTTK-em i zdobyli Musałę. Wiedzieli, gdzie najlepiej przenocować, i jaką przyjąć strategię, aby zdobyć wierzchołek. Postanowiliśmy zatem spędzić nocleg w miejscowości Borowiec (Borovets, Боровец) tuż pod stokami Musały. Borowiec leży kilka kilometrów za Samokowem. W skrócie można porównać Samokow do naszego Zakopanego, a Borowiec do Kuźnic. Jest to jednak główne centrum narciarskie, przez co w sezonie letnim rejon ten przeważnie świeci pustkami, co jest wielką zaletą, i w związku z tym ze znalezieniem noclegu też nie było problemu. Nawet postanowiliśmy zaszaleć i wynająć wypasiony hotel, ponieważ i tak ceny były znacznie niższe niż nasze krajowe.

Plan był taki, aby dnia następnego stawić się po śniadaniu pod stacją kolejki, którą można wyjechać na Jastrzębiec (Jastrebec, Яcтребец, 2369 m n.p.m.) skracając sobie znacznie drogę podejścia. Przyznam się, że ja osobiście nie byłem psychicznie przygotowany na podejście z samego Borowca, ponad 1600 metrów w pionie, nie tylko ze względu na niesprzyjającą pogodę, ale również dlatego, że uczestniczyła w wyprawie moja rodzina, której możliwości kondycyjne były mi znane. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że już za kilka dni zdobędziemy Olimp, podchodząc jednego dnia w pionie prawie 2 km. Z takim doświadczeniem, być może kolejnym razem podejmiemy taką próbę. Tego dnia jednak, gdy przyszliśmy do okienka kasy, ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że kolejka w poniedziałki i wtorki nie działa. Całe szczęście, że wpadliśmy na pomysł zdobycia najwyższego szczytu Serbii, ponieważ nasz przyjazd do Borowca opóźnił się o jeden dzień. Dzięki temu mogliśmy podjąć decyzję, że ponawiamy próbę dnia następnego, a ten dzień poświecimy na zwiedzanie Samokowa. Uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny, nawet gdy wydaje nam się, że coś nie idzie po naszej myśli. To, że kolejka nie działała okazało się naszym szczęściem ponieważ po godzinie z pięknej pogody zrobiło się małe piekło. Obfita ulewa z porywistym wiatrem była do przetrzymania w pobliskiej kawiarni, a nie wysoko w górach. To był ostatni moment kiedy to można było zobaczyć wierzchołek.

Dnia następnego wszystko odbyło się bez problemów. Kupione bilety, krótki czas oczekiwania na kolejkę i jazda w górę. Wraz z nabieraniem wysokości, pogoda jednak z pięknej słonecznej zmieniała się w bardziej niesprzyjającą. Widoczność spadła do kilku metrów oraz temperatura do kilu stopni. Wysiadając na Jastrzębcu, musieliśmy szybko dopinać nogawki do spodni i ubierać puchowe kurtki. Stwierdziliśmy, że trzeba się cieszyć, że nie ma takiej ulewy jak dnia poprzedniego.
Pierwszy odcinek z górnej stacji w Jastrzębcu do schroniska był bardzo przyjemny. Można powiedzieć, że szlak łagodnie trawersował stok Musały.

Schronisko Musała jest dobrą bazą wypadową na szczyt. Położone jest nad urokliwymi Musaleńskimi Jeziorami. Siedem polodowcowych jezior jest rozmieszczonych na różnych wysokościach. W lecie można się doliczyć sześciu, ponieważ jedno przeważnie wysycha.


Stąd na szczyt jest około 600 metrów podejścia w pionie. Po drodze mija się pozostałe Musaleńskie Jeziora, stopniowo dochodząc do małego schroniska Lodowate Jezioro (zasłon Ledenoto Ezero, Ледено езеро), którego nazwa pochodzi od zamarzniętego jeziora, przy którym się znajduje (w lecie zamarznięte częściowo). Stąd już na wierzchołek ponad 200 m w pionie. Mieliśmy chyba w tym dniu pecha, ponieważ odcinek między schroniskami pokonaliśmy nie spotykając żadnego człowieka a niestety schronisko Lodowate Jezioro było po brzegi zapełnione turystami.

W momencie, gdy stwierdziliśmy, że idziemy dalej, ze schroniska powoli gęsiego zaczęli wychodzić ludzie. Okazało się, że to była jedna kilkudziesięcioosobowa grupa. Postanowiliśmy, że na chwilę się ogrzejemy i zaczekamy aż grupa się oddali. Gdy doszliśmy do wniosku, że grupa powinna być już na znacznej wysokości, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Po wyjściu ze schroniska oczom naszym ukazała się niestety końcówka grupy, pnąca się powoli szlakiem w kierunku wierzchołka. Podejście w towarzystwie tak licznej wycieczki nie należało do przyjemności. Zawsze gdy przypominam sobie popularny na zdjęciach obraz turystów podchodzących w sezonie na Giewont, kojarzy mi się z kolejką ustawiającą się za mięsem w czasach PRL-u. Teraz też to właśnie można było odczuć. Pół biedy, gdyby jeszcze były jakieś widoki, wtedy człowiek mógłby odciągnąć wzrok od butów towarzysza idącego z przodu. Wiedziałem, że stąd rozpościerają się piękne krajobrazy na jeziora. Brat obiecał mi dać jedno ze zdjęć z wyprawy, na której po raz pierwszy zdobywał ten szczyt. W końcu udało się wyjść na szczyt, mimo straconego czasu, miejscami mijając co bardziej ociągających się turystów.

Nie chodziło tu bowiem o wyścigi, ale była obawa przed nadejściem jeszcze większego załamania pogody, a wtedy ciągnięcie się w takiej grupie zwiększa ryzyko tragedii. Poczucie, że będąc w większej grupie wzrasta bezpieczeństwo, jest bardzo złudne. To fakt, że pioruny mają większy wybór, ale ryzyko jest takie samo. Wtedy najbezpieczniej jest jak najszybciej zdobyć cel i schodzić jak najniżej, nawet niekiedy rezygnując ze szczytu. Moi synowie mogli na własnej skórze dowiedzieć się, po co są w plecaku potrzebne rękawiczki i czapka, gdy w lecie na dole panuje upał.
Poniżej zdjęcie z wierzchołka na Jeziora Musaleńskie wykonane przez mojego brata podczas wcześniejszej wyprawy kiedy to widzialność była bardziej korzystna.

Na szczycie jest obserwatorium, w którym również można znaleźć schronienie w razie niebezpieczeństwa oraz wielki obelisk informujący, że jest się na wierzchołku Musały – najwyższego szczytu Bułgarii, jak i całych Bałkanów.

Zejście zatem było szybkie. Udało się uniknąć ulewy. Bardzo szczęśliwi wróciliśmy na nocleg i dnia następnego byliśmy już w Grecji, gdzie temperatury dochodziły do 40oC.
Czas przejścia:
Jastrzębiec – Musała – 2h30’