Maglić leży w Parku Narodowym Sutjeska, który znajduje się w południowo-wschodniej części kraju, na granicy z Czarnogórą. Najdogodniejszą bazą wypadową jest wioska Tjentište. Stoi tutaj pomnik z czasów Tito, upamiętniający jedną z ważniejszych bitew II wojny światowej, dawniej obowiązkowe miejsce do zwiedzania przez wycieczki szkolne z czasów byłej Jugosławii.
Do Tjentište przyjechaliśmy, jadąc trasą przez Banja Lukę, Jajce i Sarajewo (relacja na stronie)

Z Tjentište na Maglić jest około 1800 m przewyższenia. Istnieje jednak możliwość podjechania do górnego „parkingu” na polanie Lokva Demečišta lub Prijevor. Droga jest niestety w kiepskim stanie, szczególnie po ulewach i istnieje ryzyko uszkodzenia zawieszenia, jeśli chce się wyjechać samochodem osobowym. Takie informacje zdobyliśmy zanim tam dojechaliśmy. Mieliśmy dużo obaw, czy nasz pomysł zdobycia szczytu zakończy się sukcesem, bowiem wśród uczestników byli mniej zaprawieni w boju i wędrowanie z Tjentište mogłoby być zbyt długą wycieczką. Dwudniowa wyprawa z noclegiem w górach, tym razem nie wchodziła w rachubę. Pierwsze wiadomości na miejscu nie były optymistyczne. Droga w kiepskim stanie, ale gdy dowiedzieliśmy się, że w hotelu można zamówić transport autem 4×4 od razu powiało optymizmem. Koszt takiej przyjemności wyniósł tylko 40 euro za 6 osób w obie strony. Dodatkowo trzeba jeszcze wnieść opłatę za wstęp do parku, ale nasz kierowca dogadał się ze strażnikiem, że zapłacimy za wszystko w hotelu po powrocie. Dnia następnego stawiliśmy się na umówioną godzinę i pracownik parku wywiózł nas kilkaset metrów w górę, jadąc ponad godzinę na polanę Lokva Demečišta, co skróciło znacznie dystans. Mieliśmy jednak do pokonania jeszcze około 800 metrów przewyższenia i musieliśmy się spieszyć, ponieważ umówiliśmy się, że kierowca przyjedzie po nas o konkretnej godzinie na parking Prijevor po drugiej stronie góry.
Park Narodowy Sutieska jest najstarszym parkiem w Bośni i Hercegowinie, który powstał w 1965 r. Obejmuje powierzchnię 17500 ha. Charakterystyczna dla obszaru jest górska puszcza pierwotna Perućica, będąca ostatnim z fragmentów lasu pierwotnego w Europie. Idąc z polany Lokva Demečišta, początkowo szlak stopniowo wił się przez puszczę, która dawała chwilę wytchnienia od narastającego upału.

Szlak, który wybraliśmy zaczynał się w Bośni i Hercegowinie, ale w większości przebiegał po stronie czarnogórskiej. Nie było problemów z przekroczeniem naturalnej granicy mimo naszych obaw.
Pierwszy widok Maglića, jaki nam się ukazał, był niezapomniany. W tym dniu, trzeba przyznać, udała się nam pogoda. Słonko od rana operowało, oświetlając pięknie ścianę góry.

Młodszy syn widząc piętrzące się skały, miał nadzieję, że szlak podąża gdzieś bokiem. Jednak szybko go uświadomiliśmy, że idziemy na wprost zakosami w górę.

Szlak był dobrze oznakowany. Bardzo często pojawiały się łańcuchy (stalowe liny) i to w terenach nie tylko skalnych, ale też stromych trawiastych, uświadamiając nas, że powinniśmy się cieszyć, ponieważ w deszczową pogodę byłaby tu niezła jazda.

Ścieżka prowadziła jednostajnie w górę, bez większych odcinków, które dałyby możliwość wytchnienia. Zaletą tak poprowadzonych szlaków jest to, że szybko nabiera się wysokości. I tak też było w tym przypadku.


Gdy wyszliśmy na grań, naszym oczom ukazał się wierzchołek, wydawałoby się na wyciągnięcie ręki. Trzeba było jednak jeszcze się chwilę pomęczyć, aby go zdobyć.


Na wierzchołku kamień i flaga w kolorach BiH. Z taką ekipą można zdobywać świat! To już wiem i jestem pełny optymizmu na myśl o kolejnych wyprawach. Radość z każdej rzeczy, przyjmowanie z uśmiechem i zrozumieniem każdej niedogodności to warunki niezbędne, aby mieć poczucie dobrze wykorzystanej każdej chwili. Dumny jestem z synów, ponieważ dali radę, a była to ich pierwsza tak trudna wyprawa.

Oprócz nas pod wierzchołkiem była jeszcze nieliczna grupka zdobywców. To były pierwsze osoby spotkane na szlaku. Zresztą urok tych gór polega również i na tym, że jest spokój i brak hałasujących tłumów, co w przypadku naszych polskich gór staje się już powoli nieosiągalnym luksusem. Z wierzchołka rozpościerał się przepiękny widok na część BiH oraz Czarnogóry, w szczególności pasmo Durmitor, będące jednym z wyższych pasm Gór Dynarskich.
Na wierzchołku znajduję się również tablica upamiętniająca Tito – przywódcę dawnej Jugosławii.

W dali dostrzec można było jezioro Trnovačko. Wiedzieliśmy, że szlak zejściowy ociera się o jego brzegi, a mając świadomość, że jeszcze przed nami sporo kilometrów i czas jest ograniczony, musieliśmy podjąć decyzję o końcu odpoczynku i rozpoczęciu zejścia. Szczególnie, że od strony BiH nadciągały nieciekawe chmury.

Na szczęście pierwszy odcinek szlaku zejściowego był łagodny. Można było podziwiać widoki bez konieczności spoglądania pod nogi. Szlak wił się pomiędzy kolejnymi grzbietami, a przed nami piękny Durmitor.


Gdy doszliśmy do ostatniego grzbietu, ukazał nam się widok na Jezioro Trnovačko. Jego szmaragdowy kolor przyciągał nas, kusząc możliwością ochłody. 600-metrowe mozolne zejście w trudnym terenie, gdzie piargowy szlak wymagał koncentracji przy każdym kroku, by nie upaść, sprawiło, że miałem wrażenie, jakby jezioro nie przybliżało się ani o centymetr.

Jednak chwila ochłody w zimnej wodzie jeziora tuż po zejściu, to momenty, których nie da się z niczym porównać. Nad jeziorem jest niewielkie pole namiotowe. Nocują tu turyści, którzy głównie przybyli od strony przełęczy Prijevor, do której chcieliśmy właśnie dojść.


Krótka przerwa na odpoczynek, tak żeby mieć pewność, że się nie spóźnimy na spotkanie z naszym kierowcą i dalej w drogę. Nie wiedzieliśmy bowiem jaki przed nami jest odcinek. Z mapy wynikało, że nie będziemy szli w poziomie. Niestety okazało się, że trzeba zejść z progu jeziora i wyjść na Prijevor jeszcze dodatkowo około 300m w pionie, co dla zmęczonych nóg było nie lada wyzwaniem. Trud rekompensował widok na pięknie osłonecznioną dolinę i próg Jeziora Trnovačko.

Widziałem zmęczenie na twarzy synów, ale to właśnie w górach kształtują się charaktery.

Po drodze ponowne przekroczenie granicy. Spodziewaliśmy się jakiejś kontroli, ale i tym razem nikt nie wymagał od nas okazania dokumentów. Na Prijevor dotarliśmy pół godziny przed czasem. Mieliśmy możliwość podziwiać okoliczne pasma górskie w promieniach powoli zachodzącego słońca.

Droga powrotna autem była wielkim komfortem. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na dolnym parkingu na przełęczy Dragos, aby podziwiać pobliski 82-metrowy wodospad Skakavica. Niestety był tak odległy, że nie można było poczuć jego potęgi.

Następnego dnia pogoda się popsuła. Z poczuciem sukcesu postanowiliśmy się spakować i wyruszyć w dalszą podróż. Mieliśmy do zdobycia Dinarę, najwyższy szczyt na Chorwacji, więc czekało nas jeszcze wiele przygód.
Czas przejścia:
polana Lokva Demečišta – Maglić – 2h40’
Maglić – Jezioro Trnovačko – 2h30’
Jezioro Trnovačko – Prijevor – 1h30’
Zapraszam również na fotorelację z wyprawy.